Narkoman, gwałt i tani szampan
Ludzie którzy mnie znają, wiedzą że jestem bardzo otwarty na świat. Trudno jest mnie czymś zaskoczyć, trudno w rozmowie ze mną znaleźć tematy tabu. Trudno jest też znaleźć takie kwestie, w stosunku do których stoję w totalnej opozycji. Nie znaczy jednak, że takie sfery nie istnieją. Jedną z nich są narkotyki.
Jestem
ich totalnym przeciwnikiem, ponieważ w mojej rodzinie, przed paroma
laty, narkotyki odegrały spektakularnie destrukcyjną rolę. Wiem
jak to jest obcować z narkomanem, jak to jest kiedy wszystko powoli
się rozpada przez uzależnienie. Kradzieże, napaści, ataki furii
tylko dlatego, że trzeba zdobyć kolejną działkę. Jednak temat
narkotyków jak i postać narkomana jest dla mnie od zawsze czymś
fascynującym. Ta degradacja człowieka, którą uzależniony odbiera
jako najpiękniejsze przeżycie na świecie. Wielu moich znajomych
miała styczność z uzależnieniem, a od tych, którym nie udało
się od tego uwolnić, odsuwam się jak najdalej. Kiedyś bowiem moja
ciekawość co do narkomanów zaprowadziła mnie niebezpiecznie
daleko.
Pracowałem
nad pewnym projektem artystycznym, do którego potrzebowałem zdobyć
wiedzę na temat życia narkomana. Przeczytałem wiele książek i
obejrzałem równie wiele filmów, które mogłyby mnie czegoś
nauczyć w tej kwestii. Jednak cały czas czułem niedosyt. Jak
mogłem stworzyć cokolwiek o czymś, czego nawet nie przeżyłem? I
nagle z nieba spadła mi idealna okazja by dowiedzieć się czegoś
na temat narkotyków od osoby, która jest uzależniona.
Pewnego
zwykłego dnia, na moim koncie na fellow pojawiła się nowa
wiadomość. Odezwał się chłopiec zwykłej urody, drobniejszy ode
mnie, ale za to z bardzo ciekawym sposobem mówienia oraz myślenia
(nazwijmy go Szymon). Postanowiłem zagłębić się w tą znajomość
już na początku, ale kiedy tylko w pewnej wiadomości wyznał mi,
że miał styczność z narkotykami wiedziałem, że muszę się z
nim spotkać i wyciągnąć od niego na ten temat jak najwięcej
informacji. Spotkałem się z nim. Wyglądał lepiej niż na zdjęciu,
był ubrany elegancko, marynarka, buty do garnituru, biała koszula,
w ręku aktówka. Nie miałem pojęcia dlaczego się tak odstawił,
może skądś wracał? W sumie nie pamiętam już teraz o co chodziło
z tym strojem, ale na pewno wyglądało to dziwnie. Poszliśmy na
piwo do pobliskiego baru. Ale od początku wydawał mi się strasznie
rozkojarzony. Kiedy zaczęliśmy rozmawiać w barze, widziałem że
trudno jest mu się skupić.
Rozmowa
od samego początku była chaotyczna, ale w tym całym chaosie
zachowana była logika. Doskonale się rozumieliśmy, ja wiedziałem
co on mówi do mnie, a on wiedział doskonale co ja mówię do niego.
Wykorzystałem tę okazję na to, by zadawać mu milion pytań o
narkotykach. Jak to się zaczęło, jak to na niego zadziałało,
prosiłem by opowiadał mi historie z tym związane, przygody,
opowieści o problemach, w jakie się przez to wpakował. Problem był
jedynie w tym, że w swoich odpowiedziach był dość zdawkowy.
Owszem, dużo się dowiedziałem, w jego krótkich wypowiedziach
zawierał treściwe informacje, na których mi zależało, ale
chciałem by był bardziej szczegółowy, żeby bardziej się
otworzył. Jednak każdy bodziec z otoczenia tak przykuwał jego
uwagę, że chwilami miałem wrażenie, jakby był w zupełnie innym
świecie. W dodatku co chwila powtarzał, że już dawno z tym
skończył.
Przy
stoliku obok siedziała grupka dziewczyn, które chyba w pewnym
momencie zaczęły rozmawiać o nas. Przynajmniej tak zdawało się
mojemu rozmówcy, który przejął się tym tak bardzo, że zaczął
z nimi dyskusję. Dziewczyny były wyraźnie zdezorientowane, a on
nie miał zamiaru wracać do rozmowy ze mną. Nie pamiętam co
dokładnie do nich gadał, ale chyba zaczął je podrywać (?). Nie
mam pojęcia, działo się to sporo lat temu. Próbowałem go
przywoływać do porządku, bo niesmak na twarzach dziewczyn zaczął
się rysować coraz wyraźniej, jednak moje próby poszły na marne.
W pewnym momencie stał się tak emocjonalny, że zaczął
gwałtowanie wymachiwać rękoma, co miało być chyba jakąś
gestykulacją. Skończyło się rozjebanym kuflem z piwem. Już byłem
tak zażenowany tą sytuacją, że chciałem zapaść się pod
ziemię. Na mój rozkaz zapłaciliśmy za wszystko i wyszliśmy, tak
szybko jak to było możliwe. Chciałem jak najszybciej go pożegnać
i wrócić do domu. Tak też zrobiłem. Odprowadził mnie na autobus
i uciekłem, a odjeżdżając widziałem chyba najsmutniejszego
człowieka na świecie. Widziałem na jego twarzy niewyobrażalny,
niepodrabialny smutek. Dostałem później kilka wiadomości, w
których przepraszał mnie za swoje zachowanie. Zdążyłem się
uspokoić i postanowiłem wrócić do rozmowy z nim. Jednak nie
wierzyłem, że skończył już dawno swoją przygodę z narkotykami.
Miałem wrażenie, że cały czas był pod wpływem. A jeśli nie
był, to widocznie miał tak sprany mózg, że nie był sobą.
Wieczorem
tego samego dnia spotkałem się z przyjaciółmi. Kiedy powoli
zbieraliśmy się do domu, dostałem wiadomość od Szymona, że chce
się spotkać. Byłem już po kilku piwach, więc nie było trudno
mnie zachęcić, dodatkowo przekonał mnie tym, że opowie mi więcej
historii o narkotykach. Kiedy opowiedziałem znajomym o tej całej
sytuacji, i o tym jak ta znajomość może pozytywnie zadziałać na
mój najnowszy projekt, to sami zaczęli mnie przekonywać bym się z
nim zobaczył. „Będzie przygoda!” – mówili. Jak się później
okazało: owszem, była.
Plan
był taki, że zabierze mnie do hotelu i tam sobie na spokojnie
pogadamy. Byłem młody i głupi więc naprawdę myślałem, że
będziemy siedzieć w pokoju i PO PROSTU ROZMAWIAĆ. Wybraliśmy coś,
co w sumie nie było tanią opcją. Hotel był naprawdę ładny i
nowoczesny, ale to on płacił, nie interesowałem się więc
kosztami. Ja tylko kupiłem taniego szampana i poszliśmy na górę.
Pokój
był cały biały, nieskazitelnie czysty. Za szklaną szafką stały
kieliszki, szklanki i wszystko czego dusza zapragnie. Wzięliśmy
jakieś szkło i otworzyliśmy szampana. Wtedy też zaczęła się
rozmowa. Opowiadał mi historie, sącząc przy tym Michaela, nie
pozwalał jednak niczego notować. A szkoda, sporo rzeczy z tego, co
opowiadał, nadawała się do utrwalenia. Kiedy wypiłem już kilka
kieliszków, zorientowałem się, że na rozmowie raczej się nie
skończy. Tematy, które chciałem poruszać już umilkły i zapadła
ta „cisza przed burzą” kiedy chłopiec zaczyna się do ciebie
powoli zbliżać w geście pocałunku. Na początku się odsuwałem,
ale w końcu się temu poddałem. Byłem podpity więc stwierdziłem:
„ok, można się trochę wycałować, BĘDZIE FAJNIE, czemu nie”.
Ale nie było. Z każdym kolejnym pocałunkiem szliśmy coraz dalej.
Najpierw rozpięta koszula, potem zdjęty podkoszulek, rozpięte
spodnie i tak dalej. Nie byłem w pełni świadomy tego co się
dzieje po takiej ilości alkoholu, jaką wówczas wypiłem. W końcu
skończyliśmy nago w jednym łóżku. Butelka po szampanie już
dawno leżała na podłodze, zalewając cały dywan resztką płynu.
Kiedy już zorientowałem się, że poszliśmy o krok za daleko, to
nie chciałem się wycofywać – czemu by się trochę nie pobawić?
Jednak wciąż chciałem zastosować swoją odwieczną zasadę, która
brzmi: nie pozwalać nikomu dobierać się do mojej „świątyni
analnej” (tak wiem, najlepsze określenie na świecie,
zapamiętajcie je młodzi niezależni pasywni geje!!!) Zatem chciałem
by na lodzie się skończyło. Jednak tego samego nie chciał mój
partner.
Szymon
zaczął być coraz bardziej napalony, jego wzrok wydawał się
nieobecny, jakby był ze mną tylko ciałem, ale duchem i umysłem
już nie. Domyśliłem się, że być może jest pod wpływem
narkotyków. Poczułem stres. Straciłem z nim kontakt. On zaczął
być agresywny, chciał czegoś więcej niż zabawa oralna.
Przycisnął mnie do łóżka, przytrzymał moje ręce tak mocno, aż
poczułem okropny ból a kolanami. Rozstawił mi nogi tak szeroko, że
mógł spokojnie robić to na co miał ochotę. Byłem przerażony. Z
całych sił próbowałem się uwolnić, ale byłem za słaby.
Wstąpiła w niego taka siła, której wcześniej nie doświadczyłem
od nikogo. On był niższy ode mnie, ale wtedy nie miało to
znaczenia. Doskonale wykorzystał swoją masę by przezwyciężyć
wszystkie moje siły. W głowie miałem najgorsze scenariusze, nie
krzyczałem, bo gdzieś z tyłu głowy miałem świadomość tego, że
nie mógłbym uciec bez wielkiej afery. Ktoś by przybiegł do
pokoju, potem policja, rodzice by o wszystkim wiedzieli. Już
widziałem jak się to skończy. Musiałem coś zrobić.
Nie
mogłem uwolnić się siłą, postanowiłem więc użyć mózgu i
siły perswazji. Zacząłem z nim walczyć emocjami. Nie pamiętam co
mu mówiłem, ale z każdym zdaniem jego siła traciła na
intensywności. Próbowałem grać na emocjach aż ostatecznie byłem
bliski płaczu. Kiedy zakodował to w swoim spranym od narkotyków i
alkoholu umyśle, puścił mnie. Wciąż jednak się do mnie
przystawiał, chcąc zakończyć to spotkanie ostrym seksem, na który
nie chciałem pozwolić. Usiadłem na drugim łóżku i ubrałem się.
Cały czas trzymałem go z dala ode mnie. Nie wiem jak, ale zmusiłem
go by też się ubrał, a następnie kazałem mu iść spać.
Połowicznie się udało – przez pół nocy nadal coś do mnie
gadał. Nie zmrużyłem oka ani na chwilę. Nie chciałem obudzić
się z jego penisem we mnie. Czuwałem już do świtu.
Zakończenie
tej historii jest tak niedorzeczne że aż mi trudno jest w nie
uwierzyć. Nie wiem co ja miałem w głowie za młodu.
Rano
znowu zaczęliśmy się całować. Teraz byliśmy bardziej przy
zdrowych zmysłach, ja miałem większe panowanie nad sobą i nad nim,
to ja rozkładałem karty. On już wiedział na co może sobie
pozwolić, a na co nie. Chciałem się odegrać za to, co przeżyłem
w nocy, wpadłem więc na pewien pomysł. Niby kto powiedział, że
pasywny gej nie może wykorzystywać tego aktywnego? Jest to głupota,
którą wszyscy próbują nam wmówić. Zmusiłem go do zrobienia mi
loda. Był w tym całkiem dobry, a ja nie zamierzałem być
delikatny. Ten seks przyjął formę face-fuckingu. Skończyłem w
środku. Koleś o mało nie udusił się na tym łóżku, ponieważ
moje wytryski zawsze są ogromne, a przez to w takich sytuacjach
niebezpieczne. Zaczęło mu brakować powietrza, ale jakoś wrócił
do siebie. Później dowiedziałem się, że ma chore serce, więc
nic dziwnego, że źle zareagował na brak tlenu. No cóż… może
sobie na to zasłużył?
------------------
Już teraz możesz zostawić anonimową wiadomość
Komentarze
Prześlij komentarz